Gdybyś ktoś kiedyś powiedział, że dożyję czasów kiedy żelki będą występowały w wersji bio i co gorsza będzie to nabierało jakiegoś większego sensu, to bym nie uwierzył. Mamy całkiem już zaawansowany XXI wiek i tak się dzieje. Spełniając swoją funkcję degustatora dla wielu Czytelników czynię swoją powinność poniżej.
Trzeba się zgodzić, że przez użycie pektyny a nie żelatyny produkt z Mirkowa jest mniej galaretkowaty i bardziej zwarty, bardziej chropowaty, mniej sprężynuję niż normalne żelki, wcale się nie rozciąga a rozrywa, ale dzięki naturalnym sokom (jabłko, pomarańcza, cytryna, czarna porzeczka, malina, ananas) smakuje wybornie owocowo i jest naturalnie słodki. To nie jest tak, że smak ginie mi gdzieś pomiędzy jednym a drugim kęsem czy sztuką kolejnego żelka. Tu on trwa i trwa ponad minutę. Teoretycznie żelka już nie ma a cały smak pozostaje na podniebieniu. A uwierzcie różniste żeli już jadłem. Co do gustów smakowych się nie dyskutuje - każdy lubi inne owoce. Mnie u dzisiejszego bohatera urzekła malina czy pomarańcza. Prawdziwa bomba.
Opakowanie produktu nie robi wcale najmniejszego szału. Dwa miśki zwrócone lekko ku sobie. O dziwo nie ma nawet tabelki kalorycznej (na stronie producenta opakowanie 100g to 321 kcal, w tym 57 g to cukry). Jest zwrócenie uwagi na organiczność produktu i dwa europejskie certyfikaty PL-EKO i BIO. Dodano też zamknięcie na zatrzask przeciwdziałające utracie świeżości produktu po pierwszym otwarciu. Zresztą data spożycia i tak nie jest długa (ok. 2-3 miesięcy) - u mnie one na pewno tyle by nie wytrzymały.
Słowem niby w dotyku te żelki to nie żelki, jednak jeśli takie "bio miśki" smakują w ten sposób to ja trwale chciałbym zmienić właściwości wszystkich zwyczajnych żelków na świecie by co najmniej w 3/4 dawały takie same walory smakowe jak produkt z Mirkowa. Wyborne, kruche, odczuwalne na podniebieniu bardzo długo (pisząc ten tekst zjadłem z 5 sztuk i cały czas jestem pozytywnie zaskoczony!). No i co ważne, dla niektórych, bez żelatyny!
0 Comments:
Prześlij komentarz