Z reguły rozpoczynając systematyczne bieganie po przerwie międzysezonowej jako takie "czucie treningowe" odzyskiwałem dopiero po 3 - 4 tygodniach. Zapewne wielu z Was wie o czym mówię. Ta początkowa ciężkość każdego kroku i pierwsze w sezonie 15-tki. Zmiana na trudno opisywalną lepszą jakość biegania następowała niezauważalnie i właściwie dopiero po co najmniej trzech dłuższych niż godzina treningach (długi trening ustawiałem zazwyczaj na sobotę lub niedzielę). W tym sezonie, nie wiedzieć czemu, już pod koniec drugiego tygodnia względna ekonomia biegu powróciła. Drugie dłuższe bieganie, ba nawet z dołożonymi przebieżkami, "przerobiłem" z ogromną przyjemnością i bez większego trudu. Czyżby była to zapowiedź dobrego sezonu...
Z zeszłomiesięcznego układu treningu nie zmieniło się właściwie nic. Po pierwsze nie ogarnąłbym żadnych zmian w tym trybie pracowniczo - rodzinnym. Po drugie nie było sensu dokładać objętości przy dodawaniu pracy funkcyjnej do ważniejszego, w pierwszej części sezonu, biegu. Naprawdę myślę poważnie o życiówce w marcowym połmaratonie, a tej bez technicznego biegania nie zrobię. Człowiek nie obejrzy się a już w lutym zostanie czas tylko na szybkościowy szlif. Za długo w tym siedzę by się potem bić z fizjologią wysiłku przy wyższych prędkościach bez kontroli mięśniowej. A tak rozpoczęte na początku grudnia skipy (ok. 45 min biegania, gdzie w 30 min rozpoczynam 10 min - 5 skip A, kolejne 5 min to przeplatane skip B i C, na końcu 5 min rozbiegania) troszkę wzmocnią mnie przed robotą na typowym dla siły biegowej podbiegu (to już styczeń!!!) a wykonywane drugi miesiąc przebieżki wprowadzą lepiej w planowane "progowe" kilometrówki i biegu ciągłe. Póki co wszystko idzie planowo, bo dołożone skipy i przebieżki działają niesamowicie. Druga sprawa, że przy obok jechanym, często mocniejszym już spinningu, nie stanowią jakiegoś strasznego obciążenia dla aparatu ruchu. Jednak robią różnicę...(że człowiek wcześniej takie niuanse ignorował?!)
Nie zapominajmy, że obok działam także z treningiem wyrównawczo - koordynacyjnym. Praca na piłce gimnastycznej, wzmacnianie na taśmie i cała stabilizacja na platformie czy w podporach mimo z reguły spokojniejszych obciążeń (często wieczorem wykonywana była trudniejsza jednostka treningowa) zrobiła swoje. Teraz kiedy naprawdę przesadzę (patrz trzy trudne dni pod rząd) dopiero odczuwam moje lewe troczki czy zginacze głębokie. Stawanie na piłce bardzo wzmocniło moje mięśnie krótkie stopy (w życiu bym nie przypuszczał, że tak to podziała!), a przy okazji dodatkowa obróbka piszczelowego przedniego na platformie (patrz ćwiczenia jednonóż wznosu przodostopia stojąc na pięcie) poprawiły kontrolę "felernej" lewej stopy. Naprawdę zaczyna to wyglądać całkiem fachowo. Szkoda tylko, że mój "mocny, słaby" brzuch nie końca ogarnąłem. Cały czas spięta góra (protrakcja głowy) i charakter pracy (dużo pracy górną częścią ciała przy masażu) podtrzymujący status quo nie pozwoliły mi wypłaszczyć dolną część prostego brzucha. Postaram się to na spokojniej opisać w oddzielnych postach. Jest jeszcze co robić...
Podsumowując w trzech słowach początek sezonu 2016/17: jest chyba najlepszy ;-)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza