Lato jest latem i kiedy mamy dużo słońca przyjemnie (i warto) zakładać okulary. Szczególnie podczas biegania. Niestety w to lato za dużo takich momentów nie było. Okulary zakładać próbowałem (patrz poprzedni sprzętowy materiał), ale niestety dobre testy Julbo Run Zebra przeszły mi koło nosa. A naprawdę produkt francuskiej firmy wart był tych co najmniej kilku dobrych biegów w upalnych "trzydziestkach". (Być może przeklnąłem pogodę w przedtestowych mailach). Poniżej to co dowiedziałem się o "zebrach"...
Firmy aspirujące do rangi ponadprzeciętnych taki produkt jak okulary sprzedają już w formacie kompletnym, to jest wraz z twardym i miękkim etui oraz ewentualnymi akcesoriami jak gumki czy dodatkowe noski, soczewki. W przypadku Run Zebra sprzęt przesłany był w twardszym czarnym etui ok.17x10x6cm z wybitym logo marki u góry. Pokazywało to dbałość o szczegóły i tym samym solidne podejście Julbo do "swojej roboty". W środku znajdowały się zasugerowane przeze mnie okulary i miękka, materiałowa etui - ściereczka. Na pierwszy rzut oka model Run Zebra kolor 3111 wydawał się być sporych rozmiarów. Podane na stronie wymiary soczewki (66 mm), noska (17 mm) i zauszników (125 mm) kazały o tym sądzić, choć grafika na stronie dystrybutora jakoś rozmazywała te długości nieco je pomniejszając. Po ułożeniu w dłoni okulary cały czas były spore, ale z oczekiwanej wagi znacznie im ubyło. Biała rama z szerokim wyłożonym czarną guma noskiem, dopieszczonymi taką samą gumą zausznikami z dodatkowymi czarnymi estetycznymi kreskami i złotym logiem oraz jasnopomarańczowe soczewki robiły swoje. W porównaniu do poprzednich Arctica Forward wykończenie (a za tym tez i cena!) wchodziło na wyższy standard. W środku zauszników oprócz wytłoczonego na białej ramce logotypu Julbo była jeszcze graficzna czarna nazwa modelu i przede wszystkim falowane wewnętrzne wykończenie gumki na zausznikach (podobno po to by nie przyklejała się do włosów). Takiego dopieszczenia szczegółów dla funkcjonalności i estetyki nie spotka się u wielu producentów. Oprócz tego mamy jeszcze wygiętą ramę i zauszniki dla lepszego trzymania się podczas dynamicznych, powtarzalnych ruchów, jak i elastyczny nosek - gumową wkładkę fajnie amortyzująca pracę okularów na nosie (najbardziej elastyczna w środku długości - tam gdzie zaczyna się kość nosowa i okulary bardziej przylegają). Soczewka tez nie była taka zwyczajna, ale o tym za chwilę...
Po założeniu Julbo Run Zebra znowu ubyło "parę kilo". Budowa ramki rzeczywiście stymulowała okulary do zamykania się wokół obwodu głowy. Gumowe elementy nosków i szczególnie zauszników były mocno wyczuwalne i stabilizowały pozycję okularów podczas ruszania głową - w porównaniu z codziennymi okularami korekcyjnymi obecne było uczucie komfortowego ucisku i stabilności. Miałem specyficzne przeczucie porównywania malucha z mercedesem, jeżeli wiecie o co mi chodzi, Zwrócił moją uwagę także szeroki kąt widzenia - praktycznie cały zakres wzroku - a dopiero ostatkiem oczu widziałem białą ramkę po boku. Okulary w pierwszym założeniu idealnie dopasowały się do twarzy. Zapowiadały się fajne treningi (choć słońca wokół brak!), tym bardziej w funkcjonalnych fotochromatycznych soczewkach Zebra od 2 do 4 kategorii (18-43 do 3-8 % przekazywanego światła lub odwrotnie mówiąc, absorpcja światła w granicach 57 - 97%) z warstwą hydrofobową na zewnątrz i przeciwmgielną w środku. Z ciekawostek producenckich fotochrom miał aktywować się w ciągu 22 - 28 sekund. I jak tu nie chcieć w nich pobiegać...
Niestety po kilku minutach biegu okazało się, że ten "mercedes" nie był szyty na moją miarę - okulary zsuwały się z nosa. Raczej nikły to wynik słabości sprzętu bardziej zawiniła moja wąska kość nosowa. Oczywiście po poprawkach i w pierwszych krokach biegowych po, Julbo Run Zebra trzymały się twarzy tak, jak podczas pierwszego założenia. Kilka kroków dalej trzymanie na nosie zawodziło i ramka (niestety!) zjeżdżała pozostawiając centymetrowy przesmyk u góry. Oczywiście w miarę możliwości starałem się testować okulary dalej. W związku z małą ilością dni słonecznych w okresie sierpniowym większość czasu po prostu w nich przechodziłem. W żadnym momencie nie odczułem niewygodnej ciężkości na uszach (okularnicy - soczewkowicze na pewno rozumieją o co mi chodzi), choć poprawki w niedopasowaniu do nosa były obecne. Kilka parokilometrowych biegów odbyłem z nieodłącznym żalem braku "słonecznego" upału, jednak nie poprawiło to warunków atmosferycznych. Ciężko zatem było też sprawdzić fotochromatyczne możliwości soczewek. Podczas słonecznych "dwudziestek" zachowanie wobec promieni słonecznych i odbijanego światła była przyzwoita, parowania nie było wcale. Zewnętrzna warstwa soczewki podczas mycia starta z resztek wody od razu pozostawała przejrzysta, sucha i bez smug.
Z żalem zatem stwierdzam niekompletne wykonanie testu. Warunków atmosferycznych niestety nikt nie może sobie zagwarantować. Szkoda również, że źle dopasowałem model do swoich parametrów. Nasza przyjaźń w przeciwnym wypadku byłaby długa i bardzo sportowa. A tak mogę powiedzieć tylko o nieznanej wcześniej jakości wykonania przez firmę Julbo, zarówno w funkcji jak i estetyce.
Dziś wreszcie było gorąco i było gorące 26-kmowe wybieganie w samo południe. Wspaniale. Tego lata takiej formy treningu mi brakowało. W Julbo Run Zebra słońce wcale mi nie doskwierało. Spodziewałem się większych trudności w tych okolicznościach. Szkoda, że okulary nie pasują do profilu nosa...
OdpowiedzUsuńA właśnie...do testu można dopisać jakość soczewek przy 30 stopniach chyba jeszcze lepsza niż przy tych 20stu. POza tym ani razu nie musiałem ich przecierać (kolega w innych okulaRACH robił to wielokrotnie).Naprawdę konkret. W końcu zrozumiałem dlaczego za takie soczewki trzeba płacić więcej
OdpowiedzUsuń