![]() |
mikelipowski.com |
Co roku od trzech lat (wydawałoby się dłużej) od kiedy bardziej uporządkowałem swój trening biegowy przechodzę całkiem ciekawy dla organizmu okres przejściowy. Metodyka dzieli go na dwie fazy: roztrenowania i aktywnego wypoczynku. Ja z powodu swoich zajęć ciągle i bez przerwy prowadzonych mogę działać na poziomie roztrenowania. Niestety aktywności normalnie wykonywanych w trakcie sezonu nie mogę odpuścić, ale za to zmniejszam je na ile pozwoli sytuacja. Słodkie, aktywne lenistwo trwa - ciągle jeszcze jestem na poziomie 4,5 godzin jazdy rowerowej na tydzień. Organizm wreszcie po dwóch tygodniach zaczyna wypoczywać...
Rzeczywiście bardzo fajnie jest z bardzo mocno aktywnego trybu życia - patrz też mocno dopiętego grafikowo - przejść w luźniejszy okres spokojniejszego treningu co drugi, trzeci dzień. Zdecydowanie przydałoby się odpuszczenie normalnych zajęć i wykonanie czegoś czego z reguły się nie robi a odkłada na ten właśnie czas. U mnie zawód, pewna przewaga i jednocześnie przekleństwo, nie ułatwia mi takich działań. Pozostało mi tylko jeździć na spinningowym rowerku w liczbie sześciu zajęć w tygodniu. (przy okazji oczywiście zapraszam do Fitness Seven w Brodnicy :-)
Zatem jeżdżę i dopiero w końcówce tego tygodnia poczułem więcej luzu po poprzednim sezonie. Czuję już powolne odpuszczanie, choć tętno tak, jakby podświadomie szaleje na ile może i momentami nie rozumiem o co chodzi. Z reguły jeżdżę spokojniej - tylko ten czwartek odrobinę poszalałem na progu anaerobowym - no i już powoli jako taka świeżość zaczyna wracać. Zresztą przy okazji świeżości organizm "wyrzuca" z siebie cały poprzedni sezon i jak to u mnie zwyczajnie bywa czuję się bardziej obolały. Dziwne uczucie w porównaniu z tym co odczuwało się przy ciągłości intensywnego czy objętościowego treningu. Niby człowiek wypoczywa a bolą go plecy, uda itd. Kto nie trenował w periodyzacji pewnie nie zrozumie. Mimo wszystko za dwa-trzy tygodnie czas wrócić do systematycznej pracy nad sobą. Póki co co jakiś czas już powracam do podstaw stabilizacji i większej ilości rozciągania.
Jednak w tym poście nie chciałem pisać tylko o tym. Wcześniej obiecałem Wam parę danych odnośnie sezonu 2014/15. Niestety zmieniając pulsometr z Polara RC3 GPS na Suunto Ambit 2S w okolicach końcówki lutego stare dane olałem i dysponuję tymi tegorocznymi. Dokładnie od pierwszego użycia 24 lutego. Okazuje się, że odbyłem od wtedy do 27 września 285 godzin i 45 min wysiłków. Dajmy na to plus/minus 6 h kiedy zdarzyło się zapomnieć pulsometru. Jak i oczywiście dodajmy w myślach sporo godzin rozciągania (średnio 12 minut dziennie), ok. 15 godzin ćwiczeń wzmacniających (patrz okres wyrównywani i budowania siły) oraz kilka godzin spędzonych na pokazywaniu ćwiczeń czy paru aktywniejszych jednostkach TRX (kolejne zaproszenie na zajęcia do Fitness Seven ;-). Zatem te blisko 286 godzin to same statystyczne treningi wytrzymałościowe. Dzieliły się one na 92 godziny i 43 minuty roweru (głównie spinning plus delikatnie ponad "dycha" jazdy na zewnątrz), 99 h biegania, 18,5 h pływania na basenie i 1,5 h na wodach otwartych. Do tego dochodzą trudno rozbijalne statystycznie tryb multidyscyplinarny (52 h treningów łączonych), 15 h treningu halowego (na początku bieganie na bieżni mechanicznej, potem orbitrek i stepper), 2 h trybu nieokreślonego i 5 h startu w brodnickim triathlonie. Słowem kawał dobrej roboty, której efekty czułem jeszcze mimo gorszego treningu (kontuzje i zmęczenie okolicznościami) pod Maraton Warszawski.
Przyznajcie, że jak na 215 dni (z samej statystyki wychodzi ok. 1,25 h/dzień) to dane są całkiem solidne. Mimo braku sporej liczby treningów szybkościowych parametry utrzymania tempa zmieniły się w ciągu tego sezonu niesamowicie. (trening objętościowy też poprawia szybkość, zdecydowanie potwierdzam!). Dużo się nauczyłem i dużo obserwacji utkwiło mi w głowie.
Teraz już o tym nie myślę. Jestem na całe szczęście na poziomie pięciu godzin tygodniowo. Więcej nie zamierzam...a ile czasu wolnego więcej ;-)
Teraz już o tym nie myślę. Jestem na całe szczęście na poziomie pięciu godzin tygodniowo. Więcej nie zamierzam...a ile czasu wolnego więcej ;-)
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza