zdj.cbrmedia.pl |
Marzyłem o tym, a właściwie moje łydki, by III Dycha Wazówny była już za mną. Ufff...i tak się stało. Jakoś ten trudny czas i intensywny trening pod 10kmów wytrzymałem. Teraz czas walki o kolejny limit czasowy na 15.Poznań Maratonie. Limit o tyle trudny, że ustalony przed samym sobą, a jak wiemy wewnętrzny trener to najbardziej srogi trener. Całe szczęście, że trening maratoński dla "grubego" biegacza (ważę 83-84 kg) jest łatwiejszy niż wcześniej wymieniony. Choć wymarzone 2h48 i trudne okoliczności treningowe (m. in. remont i przeprowadzka do kupionego mieszkania, nowy sezon fitness od września) mogą stanowić spore przeszkody. Zobaczymy...
Weekend startowy do III Dychy Wazówny kolidujący z wyjazdem żony na kurs (równoznaczne z opieką nad córą) przebiegł dosyć pracowicie. Sam się śmiałem przed biegiem, że pomyślałem o nim dopiero 15 minut przed sygnałem startera, bo wcześniej głowę miałem zajętą zakupami czy moją córką (czy np. nie zmoknie podczas zapowiadającej się ulewy). Sugerując się tymi okolicznościami, plus 8 minutową rozgrzewką ;-), rezultat uzyskany 37:02 (podobno było 9,8 km, co na dychę daje 37:40-37:45) może być względnie zadowalający. Do zamierzonych 37:30 zabrakło ok 2 s/km. Przy tym przygotowaniu mentalnym jest to fajny prognostyk przed dalszą realizacją planów sezonowych. Swoją drogą i tak głównie należy się cieszyć, że łydka wytrzymała trudy biegu całkiem dobrze przy tych prędkościach. Co prawda nawet dziś czuję jeszcze skutki biegu i ten tydzień będę jeszcze musiał lekko odpuścić, a gdzieś w plan włożyć jakieś ćwiczenia wzmacniające, bo do maratonu przy zbliżającym się podbiciu intensywności mogę nie dotrwać. Ciągle zastanawiam jak to zrobić by w tym tygodniu jeszcze ogarnąć test Conconiego i dać przy tym maksymalnie odpocząć nodze. Z drugiej strony zjeść ciastko i mieć ciastko jest niemożliwe, więc pierwszy tydzień prezentowanego szkicu może być zgoła odmienny. Choć znajomość progu anaerobowego przydałaby mi się bardzo...
Podsumowując tę niedawną dyszkę to uzyskany wynik 37:40 według tabel Danielsa przewiduje wynik 2:53 w maratonie. Biorąc pod uwagę moją osobniczą skłonność do lepszego biegania dłuższych dystansów, sporą pracę i doświadczenie treningowe przygotowywania się pod maraton oraz kolejną :-) próbę zrzucenia 2-3 kilo (poprzez wymuszone dołożenie wybiegań) nie jest wcale tak daleko do uzyskania wymarzonego limitu. Z drugiej strony pozostały dwa dobre miesiące do startu "piętnastki" i - jak My trenujący bieganie wiemy - szybko one zlecą. Ważny czas, ważne treningi, choć zdecydowanie przyjemniejsze niż ciężkie "dwukilometrówki" na stadionie.
tydzień | pon | wt | śr | czw | pt | ndz |
21-27VII | spinning 20' | bieg 60' | indoor 1h | W | Test Conconiego | bieg 120' (ok 25km) |
28VII-3VIII | bieg 40' | bieg 50' (w tym 2x15'AT) | indoor 1h | bieg 50' (w tym ćwSB) | 12-15km BNP | bieg 25-30km |
4-10VIII | bieg 40' | bieg 60' (w tym 3x12'AT) | indoor 1h | bieg 50' (w tym ćwSB) | 12-15km BNP | bieg 25-30km |
11-17VIII | bieg 40' | bieg 50' (w tym 30'AT) | indoor 1h | 15km BNP | bieg 25-30km | W |
Plan już z rodzaju tych trudniejszych, choć niepozbawiony wad. Jak zauważyłem w poprzednim roku, sporo wybiegań dało mi fajny luz podczas startu maratońskiego i te 2h58 w sumie udało się zrealizować bez większych kryzysów. W tym BPSie nie dam razy zrobić tylu dłuższych treningów (wyjdzie z 9 sztuk, a w zeszłym ze 12 chyba było), po których zdecydowanie lepiej się czuję. By zakryć te braki i lekko podtrzymać szybkość dorzucam co nieco dłuższych i względnie spokojnych BNPów, które u mnie na samym początku na pewno będą w proporcjach np.5-3-2-2 i może ostatnia "dwójka" będzie ponad progiem anaerobowym. Pamiętajmy, że z tymi moimi łydkami jeszcze trzeba wytrzymać ze 2 miesiące, a przecież w planie jeszcze są straszne i wydłużające się z tygodnia na tydzień biegi na AT i tempa startowe podczas wybiegań (w przyszłości). Dlatego też boję się póki co dorzucać klasyczną siłę biegową w postaci podbiegów. W tym planie lekko muszę ją liznąć, więc pojawią się tylko dynamiczne ćwiczenia skipów czy wieloskoków. Kiedyś w końcu trzeba odpoczywać ;-) Znając życie i tak pod koniec sierpnia będę oddychał rękawami i będzie trzeba coś odpuścić...trzymać kciuki?!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza